Jak dobrze wyglądać na wideo?
Spraw, aby kamera cię pokochała

Czy zwracasz uwagę na wszystkie kamery, które są wokół ciebie? W telefonach, komputerach, na skrzyżowaniach, w sklepach, autobusach, bankomatach?

Prawdopodobnie nie.

Ale kiedy masz świadomie stanąć przed kamerą skierowaną na twoją twarz i w dodatku coś powiedzieć – to kompletnie inna bajka. Serce wali, gardło ściśnięte, kark sztywnieje i nagle odkrywasz, że masz ręce, z którymi nie wiadomo, co zrobić.

W takich chwilach zaczynasz doceniać aktorów czy ludzi z telewizji, którzy na ekranie zachowują się zupełnie swobodnie. I ty też tak chcesz. Bo zdajesz sobie sprawę, że umiejętne prezentowanie się przed kamerą pomaga w wielu sytuacjach, m.in. w budowaniu marki osobistej.

Oczywiście niektórzy rodzą się z większymi predyspozycjami niż inni, ale w większości przypadków jest to kwestia doświadczenia i odpowiedniego przygotowania, które zdobywa się dzięki takim osobom, jak mój dzisiejszy gość. Od 12 lat zajmuje się teatrem i nauczaniem. Pomaga ludziom, którzy szykują się do występów na scenie i przed kamerą. Funkcjonuje w internecie jako Teacherka, a nazywa się Sylwia Dąbrowska.

Linki do osób i firm wymienionych w tym
odcinku podcastu

Prezent dla słuchaczy

Rozgrzewka przed nagraniem wideo
Jak przeprowadzić rozgrzewkę przed występem przed kamerą. Zapisz się do Klubu MWF i zobacz wideo Chcę to 

Podcast do czytania

Marek Jankowski: Powiedz, co ostatnio czytałaś.

Sylwia Dąbrowska: [Śmiech] To jest bardzo dobre pytanie do matki trojga dzieci, która jednocześnie pracuje i rozwija swoje pasje, jeszcze jest szczęśliwą mężatką…

I trzaska 3 książki tygodniowo.

Tak, w tak zwanym międzyczasie między 2:00 a 3:00 w nocy jakaś książeczka.

Tak serio, książki, które czytam, to są albo o wychowaniu dzieci, albo czytam różne scenariusze, które potem mogę przełożyć na scenę.

Ale tak à propos naszego tematu, o którym będziemy dzisiaj rozmawiać, to mam taką książkę, do której wracam często, to jest Mówię i śpiewam świadomie. Podręcznik do nauki emisji głosu. To jest fajna rzecz, bo osoba, która ją napisała, czyli Bogumiła Tarasiewicz, napisała ją z taką myślą o osobach, które chciałyby się szkolić zawodowo w głosie, ale też dla osób, które po prostu chciałyby mówić lepiej, które chciałyby brzmieć lepiej, które chciałyby bardziej świadomie używać swojego głosu.

Tam jest zarówno dużo rzeczy teoretycznych, jak i takich do zastosowania od razu i opisanych w taki sposób, że rzeczywiście można sobie przeczytać i wyobrazić, jak tę żuchwę, język czy usta ustawić, żeby to nam fajnie działało i dobrze brzmiało.

Właśnie chciałem zapytać o tę wyobraźnię i o takie przełożenie tego, co się czyta, na praktyczne działania, bo chyba dość ciężko, z punktu widzenia autora, napisać taką książkę, która powie człowiekowi, jak ma mówić. To jednak są zupełnie różne płaszczyzny komunikacji.

Wiadomo, że najlepiej szkolić swój głos pod okiem nauczyciela, który stoi przy tobie, sprawdza, ocenia, patrzy, jak ustawiasz swój aparat mowy, ale nie każdy ma do tego dostęp, albo to nie jest dla niego jakaś priorytetowa sprawa, żeby iść do foniatry czy do nauczyciela śpiewu. Niektóre książki czy proponowane tam zadania, są faktycznie tak obrazowo potraktowane, że można sobie naprawdę fajnie to przed lustrem samemu popróbować i dojść do zadowalających efektów.

Można zawsze chcieć więcej, ale Bogumiła Tarasiewicz pracuje z wyobraźnią. Na przykład masz ustawić podniebienie miękkie, to ona mówi, że musisz zrobić zdziwione a małego dziecka, albo wyobrazić sobie, że masz gorącego ziemniaka w gardle. To są takie proste przełożenia – od razu łapiesz, jak to może wyglądać. Więc to jest książka, którą naprawdę polecam, jeśli ktoś chce pracować ze swoim głosem, a myślę, że porozmawiamy o tym dzisiaj, że na pewno warto.

Warto. Temat, o którym chciałem dzisiaj z tobą porozmawiać, brzmi: co zrobić, żeby kamera mnie pokochała? Bo szkolisz ludzi między innymi z tego, jak się dobrze prezentować przed kamerą.

Kiedy myślałem o tym temacie i przygotowywałem się do naszej rozmowy, to przypomniał mi się film Dziewczyna z tatuażem w wersji amerykańskiej. Niby główną rolę gra David Craig, czyli James Bond, ale tak naprawdę cały ten film kradnie dziewczyna, która gra Lisbeth Salander – Rooney Mara. Kiedy ona pojawia się na ekranie, człowiek nie patrzy kompletnie na nikogo innego tylko na nią, ona ma coś w sobie takiego niesamowitego.

Z czego to wynika, że jedni ludzie, kiedy pojawiają się na ekranie, przed kamerą, to wypadają świetnie, a inni ludzie są po prostu tłem i choćby nie wiem, jakie tam fikołki robili, to i tak nie będą przykuwać uwagi.

Nie wiem, jakie ona ma sekrety, bo rzeczywiście jest taką enigmatyczną postacią, która jednocześnie ściąga i przyciąga.

Ja pracuję bardzo dużo z naturszczykami – osobami w różnym wieku, które aspirują do zawodu aktora. Im się wydaje na przykład, że żeby dobrze wyglądać na scenie czy przed kamerą, to najlepiej być ładnym, pięknym i takim wyszlifowanym. Wtedy można stanąć przed kamerą i dobrze się prezentować. A tak naprawdę to najważniejsza jest nasza wewnętrzna energia, którą my świadomie nakierowujemy na coś. Co to znaczy?

Podczas wystąpień, ważniejsza od wyglądu jest wewnętrzna energia

Są różne szkoły aktorskie i różnych rzeczy uczą. I w zależności od tego, jak się pracuje z aktorem, mówi mu się, w jaki sposób ma pracować, czy buduje się tę rolę od wewnątrz. Był taki cudowny Rosjanin Michaił Czechow, który zajmował się techniką pracy z aktorem. On uczył takiej pracy z atmosferą, pracy z wyobraźnią, pracy z nakierowaniem naszej energii do tego, żeby ona promieniowała przez nas, przez aktora. To jest inny rodzaj myślenia, nie myślisz w tym momencie: „czy jestem ładny, czy brzydki, jak się ustawić do kamery i czy ja dobrze wyglądam przed kamerą, mam za duży nos, więc muszę go schować, mam ładną szyję i muszę ją wyeksponować”, tylko myślisz: „co ja swoim ciałem mam zakomunikować światu”.

Bo aktor się uczy, tak jak muzyk uczy się grać na instrumencie i musi go poznać, to aktor musi się nauczyć własnego ciała i własnego głosu – to są jego zasoby, z których on może grać, on gra w tym momencie swoim ciałem, swoim głosem. Dla aktora taką baterią, która przeszkadza, jest ciało, bo on może wyobrażać sobie tę swoją postać, ale jak to przerobić i przebić przez tę baterię, które nie zawsze chce współpracować z nami, czyli nasze ciało.

Jeśli jestem rzeczywiście jakąś bardzo energetyczną osobą, a mam zagrać kogoś z silną depresją, to nie tylko ja sobie muszę o tym pomyśleć i mój tekst musi tak płynąć, ale całe moje ciało być depresją w tym konkretnym momencie. To jest trudne, ale z drugiej strony możliwe, jeżeli nakierujemy naszą energię, jaką chcemy przekazać widzowi. To jest duża praca organiczna ze swoimi instrumentem, jakim jest nasze ciało.

Myślę, że z tego powodu aktora kształcą nie tylko studia, ale też później z każdą kolejną rolą rozwija się, zdobywa doświadczenie, więc to jest coś, czego można się naprawdę uczyć całe życie.

Można. A poza tym, aktorzy którzy chcą się rozwijać, którzy chcą pracować, szukają różnych alternatywnych sposobów uczenia się – alternatywnych do takiego głównego nurtu. Są szkoły państwowe, ale są też różnego rodzaju szkoły w Polsce czy na świecie, które uczą pracy inaczej, uczą właśnie takiej organicznej pracy wychodzącej od ciała, i jestem za tym, żeby szukać i eksplorować siebie, swoje ciało, swoje możliwości. Trzeba poszukać, trzeba pojeździć po świecie, trzeba się dowiedzieć różnych rzeczy, trzeba też zrezygnować ze swojej takiej nobilitacji, że ja tutaj teraz jestem dobrym aktorem i proszę bardzo. Trzeba się dokopać do różnych takich rzeczy, które gdzieś tam w nas drzemią i sprawdzić, co proponują nam różni ludzie teatru.

Pamiętam takiego chłopaka, który grał w jednym z popularnych seriali, był takim normalnym, zwyczajnym aktorem dla mnie, ale jednocześnie miał w sobie coś takiego pociągającego. Ja go kiedyś zobaczyłam w Teatrze Pieśń Kozła we Wrocławiu. To jest taki polifoniczny, cudowny teatr i po prostu szczęka mi opadła, co on tam robił, jaką on miał moc, właśnie dzięki zupełnie innej pracy i zupełnie innemu widzeniu.

Abstrahując od tego na moment, przypomniało mi się, że w filmie Dziewczyna z tatuażem do tego stopnia ta aktorka skradła rolę Davidowi Craigowi, że nawet nie pamiętam, że to jest Daniel Craig. Dwa razy powiedziałem David, bo ona tak go przyćmiła.

On jest takim aktorem hollywoodzkim, dla nas jest już teraz Jamesem Bondem, ale on ma taki specyficzny sposób grania, jesteśmy przyzwyczajeni do niego i on w Dziewczynie z tatuażem dla mnie nie był inny, niż on jest w Jamesie Bondzie – wysportowany, dobrze wyglądający mężczyzna – no, to na ekranie pójdzie. Ale myślę, że ona dużo więcej tam pracowała, przygotowując tę rolę bardzo od środka. Ona była tak mocna emocjonalnie.

Pracuję z aktorami i biznesmenami, głównie z kobietami, ale z mężczyznami również, którzy chcą nagrywać swoje wideo czy live’y, to o czym ja mówię, do czego namawiam i zwracam uwagę to to, że przez ekran przenoszą się emocje i widz odbiera emocje na poziomie komórkowym wręcz, na mocnej podświadomości. Jest takie powiedzenie w teatrze, że jak się aktor wstydzi, to się widz wstydzi. To jak aktor się czuje i jakie emocje przenosi, to zostanie odebrane przez widza.

Tak samo, jak nagrywasz swoje wideo czy live’y, jeśli się boisz, stresujesz, jesteś zachowawczy, to tak zostaniesz odebrany. Możesz coś udawać, możesz próbować i wtedy się pojawia tak zwany niespójny komunikat, że ktoś coś próbuje pokazać, a jakby odbieramy go i odczuwamy zupełnie inaczej. Możemy próbować to ograć mową ciała, ktoś nas nauczy, jak mamy trzymać ręce, nogi, gestykulować, chodzić albo nie chodzić, ale jeżeli to nie wypływa od środka i to nie będzie taki prawdziwy emocjonalny przekaz, to widz odbierze to tak, jak mu przekaże aktor, czy osoba, która nagrywa.

Więc w tym filmie ona rzeczywiście przekazała nam taką mocną i silną emocję, a on był takim hollywoodzkim glamour gościem.

Dobrze, że już trochę zahaczyłaś o te tematy biznesowe, bo o nich dzisiaj będziemy głównie rozmawiać. Ten wątek aktorski pojawił się na początku i pewnie jeszcze się pojawi, dlatego że to jest coś, co się kojarzy zwykle z pokazywaniem się na ekranie czy występami przed kamerą. To są ludzie, którzy z tego żyją i robią to raz lepiej, raz gorzej, ale robią to zawodowo, więc będziemy gdzieś tam o nich zahaczać.

Natomiast przechodząc już do tego wątku biznesowego – ludzie, którzy zajmują się wideo, mówią, że paradoksalnie w wideo nie jest najważniejszy obraz. Podobno w wideo biznesowym najważniejszy jest dźwięk, dlatego że kluczową rzeczą jest to, co ty masz do przekazania. No, a to słychać albo tego nie słychać. I pomijając wszystkie kwestie techniczne, że ten dźwięk może być zniekształcony, słaby, z pogłosem i tak dalej, zajmijmy się tym, co ja jako osoba występująca w takim wideo, mogę dać od siebie, żeby ten dźwięk był lepszy.

Pierwsza rzecz, z którą myślę bardzo wiele osób ma do czynienia, kiedy próbuje pojawić się przed kamerą, to jest to, że trema odbiera mi głos, chciałbym coś powiedzieć, ale boję się, że zgubię wątek, mam pustkę w głowie, nie przychodzą mi do głowy odpowiednie słowa, blokuję się. Jakie znasz sposoby na poradzenie sobie z taką blokadą?

Dla mnie absolutnie głos jest rzeczą, która jest niewiarygodnie ważna i praca z głosem jest kluczowa, jeżeli chcemy występować, chcemy się nagrywać i chcemy dobrze się prezentować. Musimy mieć tę świadomość, że osoby, które mają głęboki, mocniejszy głos, są odbierane jako bardziej wiarygodne. Oczywiście wolimy też niskie głosy – męskie głosy często są odbierane jako bardziej wiarygodne niż kobiece ze względu na to, że są przyjemniejsze dla ucha, tworzą poczucie bezpieczeństwa i tworzą też poczucie takiej wiarygodności.

Druga rzecz jest taka, że jeżeli dobrze mówimy – to znaczy, że mówimy płynnie, nie zacinamy się, mówimy właśnie niskim głosem, ale również mówimy dobrze dykcyjnie, to znaczy słychać nas wyraźnie, nie szeleścimy, nie mamy jakiś dużych problemów z wymową, nie używamy takich niby słów, takich przerywników jak yyyyyy, to ludzie nas chętniej słuchają.

Natomiast takie pytanie „jak sobie poradzić” jest dla mnie bardzo takie wąskokanałowe, bo to jest większa praca. Ogólnie praca przed wystąpieniem to jest praca z tremą, z tym strachem, który w sobie mamy, z tym, co z nim zrobić i jak go ukierunkować. Z jednej strony nadmierna trema, nadmierny strach, panika i taki stres, który się pojawia, może nas sparaliżować, ale z drugiej strony on jest też nam potrzebny do tego, żeby nasze wystąpienie było dobre.

Trenując przed występem, można swoją tremę ukierunkować

Mobilizuje.

Tak, bez tego po prostu będziemy tacy płascy. To nie o to chodzi, żeby teraz nagle pomyśleć sobie: „a, nie stresuję się” i do tego dążyć. Nie dążymy do tego, żeby się nie stresować, dążymy do tego, żeby naszą energię związaną ze stresem i tremą ukierunkować na inne tory, tak żeby ona nam dała taką fajną mobilizację. Z drugiej strony za duży stres i za duża trema też nam nie służą. Mówi się, że na przykład język nam kołkiem staje albo mamy ściśnięte gardło. Co z tym zrobić?

Należy zrobić rozgrzewkę, przed wystąpieniem należy się przygotować. Oczywiście, że można pójść i pracować nad swoim głosem, ale można też fizycznie się rozgrzać, chociażby złożyć sobie dłonie w piąstki i ostukać całe swoje ciało: nogi, ręce, klatkę piersiową, plecy, pośladki – już jest nam cieplej. Można zrobić pięć pajacyków. Ja teraz nie żartuję. Ta krew, która płynie, szybciej zluzuje nam ten stres, mięśnie zaczną nam szybciej puszczać. Rzeczywiście w taki sposób można sobie poradzić.

Druga rzecz to jest taka, jeśli chodzi o głos, żeby sobie rozluźnić i rozmasować mięśnie karku i szyi. Najpierw się ostukujemy, robimy pięć pajacyków, potem sobie robimy krótki automasaż, tak 5 minut przed wystąpieniem. Jesteś w stanie to zrobić przez te pięć minut. Musisz po prostu wiedzieć, co po kolei zrobić. Rozluźniasz sobie mięśnie szyi, karku i przechodzisz do takich zadań, które ja nazywam „gimnastyką buzi i języka”.

Bo ten język, który staje kołkiem, to jest język, który nie leży płasko. Ta ściśnięta krtań to jest krtań, która jest nierozgrzana, albo ktoś się napił kawy przed występem i to wysuszyło mu gardło, a wtedy jest naprawdę trudno mówić. Warto pić tylko wodę albo rumianek. To jest kwestia tego, co nam nawilża, a co wysusza gardło. Kawa i herbata wysuszają gardło i potem jest naprawdę trudno mówić. Jak mamy sucho w gardle, ale nie chcemy napić się wody, to możemy nagryźć sobie koniuszek języka – wtedy zaczynają działać ślinianki i nasze gardło jest nawilżone.

Bardzo istotną kwestią dla rozluźnienia i dobrego mówienia jest oddech. Jednak nie o to chodzi, by oddychać pełną piersią, bo to nie jest oddech, który wspiera nasz głos. Oddech, który wspiera głos, to jest tak zwany oddech dynamiczny i on jest z brzucha. Możemy mówić, że to przepona, bo musimy ją uruchomić, ale głównie chodzi o to, żeby powietrze miało do pokonania większą przestrzeń i zostało wypchnięte przez przeponę, bo wtedy ono uruchamia nasze struny głosowe. Struny głosowe możemy potraktować siłowo, będą drgały i będziemy wydawać z siebie dźwięki, ale jeżeli one nie będą szły z powietrzem, to będą tworzone siłowo, w związku z czym po pewnym czasie będziemy mieli chrypę czy suchość w gardle.

Możemy sobie zrobić taką autodiagnozę: stanąć przed lustrem, wziąć głęboki wdech i sprawdzić, czy nam się podnoszą ramiona, czy nie – one powinny leżeć, brzuch powinien napełniać się powietrzem. To powietrze, które jest wypychane przez tę tłocznię, czyli przeponę, rozluźnia nas, powoduje, że pracujemy powietrzem i nasze struny głosowe też są wprawiane w ruch za pomocą powietrza. Więc podsumowując: krótka fizyczna rozgrzewka, potem gimnastyka buzi i języka i dobry oddech oraz niepicie kawy czy herbaty przed występem.

A czy nie jest tak, że ja to wszystko jestem w stanie wykonać na sucho, bez włączonej kamery, ale kiedy włączam kamerę i mam świadomość, że jestem oglądany na żywo przez jakichś ludzi, to mimo tych ćwiczeń i tego przygotowania, jednak się spinam i oddycham wtedy zupełnie inaczej?

Pewnie, że tak może być. Po pierwsze nic w tym złego, nie należy z tego powodu panikować. Pomyśleć sobie: tak jest, wali mi serce – ale jazda, lepiej się tym pobawić, mieć świadomość, że to jest nasz mały monodram, który możemy od początku do końca poprowadzić, tak jakbyśmy chcieli. Przyzwolić sobie też na ten początkowy stres.

Ale jeżeli zrobisz krótką fizyczną rozgrzewkę, mięśnie szybciej się rozluźnią, możesz sobie położyć rękę na brzuchu, żeby sprawdzić, czy to powietrze tam dochodzi. Trochę się na tym skupić, nie zaczynać wystąpienia od razu od konkretnej merytoryki, tylko od wprowadzenia odbiorcy w temat, który chcesz zaprezentować. Jak zaczynamy mówić o rzeczach, które nas angażują, ekscytują, to zaczynamy płynąć. Ludzie zaczynają zupełnie inaczej reagować.

Początek może być trudny, ale nie jestem za tym, aby komunikować ludziom, jak się stresujemy, bo to jest trochę przerzucanie odpowiedzialności na widza: „ja się tak stresuję, to ty teraz wytrzymaj mój stres”, to nie o to chodzi, bo to ja mam wytrzymać ten stres, wiedzieć, że to zaraz przejdzie i nie panikować.

Powiedziałaś coś takiego, że powinno się tę tremę ukierunkować, o ile ona nie jest paraliżująca, ale taka, która pozwala nam jednak działać. Jak można to zrobić, co to znaczy ukierunkować tremę?

Kierunkujesz swoją energię do przodu, patrzysz w oko kamery. Najgorsze, co robią ludzie, to patrzą na ekran, na samego siebie. Jeśli nagrywasz wideo lub live’a, który ma mieć jakiś content, coś ludziom dajesz, opowiadasz i patrzysz cały czas na siebie, to nie masz kontaktu wzrokowego z widzem, tylko z samym sobą.

Wiem, że jest to trudne, ale nad tym należy pracować – żeby patrzeć w oko kamery. I tam kierujesz swoją energię, możesz ją kierować też w swoje ręce, dłonie, żeby one z tobą współpracowały. Trochę przechodzimy teraz do przekazywania swoich emocji. Kierunkujesz samego siebie, swoją energię, tremę, stres na to, żeby przekazywać widzowi swoje emocje.

Pokutuje trochę takie przeświadczenie, że ekspert powinien być chłodny, zachowawczy, stonowany, wtedy jest profesjonalny. Z drugiej strony może być taki problem, że taka zachowawczość nie przebija się przez ekran i mamy wrażenie, że ta osoba, to albo jest bardzo wycofana, albo wręcz nas nie lubi.

Właśnie o to cię chciałem dopytać. Słyszałem, że ekran odbiera emocje, że trzeba być dużo bardziej ekspresyjnym, jeżeli się mówi do kamery, dlatego, że wtedy widz to dobrze odbierze ten poziom emocji.

Tak jest.

A to nie jest wtedy takie, powiedziałbym, międzywojenne, bardzo przesadne aktorstwo?

Ja uczę ludzi i ostatnio daję takie zadanie kursantom: „nagraj trzyminutowe wideo z przesadą”, wrzucają na naszą grupę i dajemy feedback. To jest niewiarygodne, bo ludzie mają wrażenie, że mówią z taką przesadą, gestykulacja jest przeogromna, mimika twarzy pracuje jak oszalała. A ty oglądasz tę osobę i myślisz sobie: „fajnie, że ona się uruchomiła, że ona wypuściła tę pozytywną energię”. I najważniejsze dla odbiorcy jest to, że ja działam jak odbicie lustrzane. Jeśli ta osoba się uśmiecha i opowiada o czymś, co jest dla niej ważne, angażujące, ekscytujące, to ja to odbieram i myślę sobie, że ona jest w tym momencie prawdziwa i autentyczna.

Jeżeli ona jest zaangażowana, to ja w to uwierzę, bo o tę wiarygodność tu chodzi. Jeżeli ona mówi, że coś jest niefajne, niepasujące, trudne, to żebym ja to zobaczyła na jej twarzy, to ona musi to pokazać. Ona nie może tylko i wyłącznie o tym pomyśleć. Ja to muszę zobaczyć, żebym ja to odebrała i żebym zadziałała jak takie odbicie lustrzane.

To trochę tak jest, jak oglądałam kiedyś komedie romantyczne i mój mąż wchodził, to mówił: „Masz banana na ustach”, ja byłam w innym świecie. I o to chodzi, żebyśmy wpadli w trochę w to wideo, które ktoś nam proponuje, żebyśmy się zaangażowali, żebyśmy weszli w jego historię, a żeby tak zrobić, to on musi naprawdę dużo więcej od siebie dać.

Jak nagrywam swoje wideo czy live’y, to najpierw robię sobie rozgrzewkę, potem takie zadanie, które nazywam awatarem, bo buduję sobie takiego awatara, w którego trochę wchodzę, jestem nim, prezentuję, mówię i potem wychodzę. I ten awatar, którego ja sobie buduję, jest zbudowany na mojej autentyczności, na mojej jakości, na moich cechach charakteru. Ale ja mam świadomość, że muszę to podkręcić.

Czyli jesteś taką Sylwią na sterydach?

Tak. I uśmiechniętą.

Czasami mówię osobom, z którymi pracuję: „słuchajcie, tego jest dużo, trzeba pamiętać o tym, że to jest proces”. To nie jest tak, że my możemy od razu coś zrobić, dostaniemy wskazówki, wchodzimy i już jesteśmy. W zależności od tego, w jakim miejscu jesteśmy, możemy więcej albo mniej, ale tak czy inaczej, musimy przejść przez pewien proces. Uczymy się jedną rzecz po drugiej, najpierw uczymy się na przykład fokusowania tej energii do przodu albo najpierw uczymy się radzenia sobie ze stresem, potem przekazywania energii, ale jak już zapomnimy o wszystkim i nie wiemy co ze sobą zrobić, to nabieramy powietrza przez nos – wdech przez nos, wydech przez usta i uśmiech.

I ten uśmiech, który może się wydawać nam, jak jesteśmy przed kamerą, taki za duży, to po drugiej stronie zostanie odebrany jako taki promienny. Ale o to chodzi, bo kogo my chcemy oglądać, do kogo wrócimy? Po pierwsze do kogoś, kto jest pozytywny, do kogoś, kto jest miły, najzwyczajniej w świecie do kogoś, kto przekazuje nam dobrą energię i do kogoś z kim chcielibyśmy w tej energii, którą on wytwarza, pobyć przez chwilę, pójść z nim na kawę i porozmawiać, bo to jest fajna osoba.

Nikogo tak naprawdę nie interesuje ekspert. No, dobra, czasami są eksperci, mający taką wiedzę, której nie da się łatwo zdobyć, więc ich słuchamy. Ale teraz w internecie jest bardzo wielu ekspertów od jednej dziedziny. Jeżeli jest ekspert od marketingu online, który jest tak chłodny, że mam wrażenie, że naprawdę mnie nie lubi lub jest zablokowany, mam wręcz poczucie, że jest trochę wyniosły, a być może on w rzeczywistości jest fajną osobą, ale tak się przebija przez kamerę, to ja mówię: „Dobra, ucz kogoś innego, tylko nie mnie”. Bo po co mam być przed obrazem kogoś, kto wprawia mnie w poczucie niesmaku?

Wybieramy takie osoby, które nam dobrze robią, które są pozytywne, czujemy się bezpiecznie z nimi, na takiej zasadzie, że budują z nami pozytywną relację i zarażają nas pozytywną energią. Dzięki tej pozytywnej energii wzrasta również poziom naszej energii i chętniej przyjmujemy, przyswajamy wiedzę.

Nie o to chodzi, żeby mieć wieczny uśmiech, mówić: „jest świetnie, wspaniale”.

Widzowie chętniej oglądają ludzi z pozytywną energią

Właśnie chciałem powiedzieć, że nie każdy jest Krzysztofem Ibiszem.

To nie o to chodzi.

Każdy ma swoją ekspresję, dynamikę.

Są na przykład osoby, które są introwertykami i mówią: „Sylwia, ja jestem introwertykiem, jak to zrobić? Ja nie będę tutaj skakać”.

To nie o to chodzi, ale pomyśl o tym, żeby twoja twarz nie była cały czas spięta. Po pierwsze, jak zrobisz sobie gimnastykę buzi i języka, to ona już się trochę rozluźni, łatwiej ci się będzie uśmiechnąć. Myśl o tym, żeby trochę nadbudować, a potem, żeby się trochę być wycofać. Nie trzeba być cały czas do przodu, „hej, jestem tutaj, wspaniale” – jak taki naganiacz trochę.

To się przenosi na przykład z teatru czy ogólnie z tworzenia struktury przedstawienia teatralnego. Nie możesz być cały czas na takim wysokim C, nie możesz kogoś energią zarzucać, musisz coś pokazać i mocniej wypunktować, a potem dać oddech, żeby widz to odczytał, przyswoił, odebrał. Więc pewne rzeczy, które prezentujemy, powinniśmy mocniej zaakcentować, a potem się trochę wycofać. To jest taka praca i sprawdzanie nas samych i sprawdzanie tego, jaką mamy widownię, bo to jest bardzo ważne. Musimy wiedzieć, do kogo mówimy, na ile możemy sobie pozwolić i jaki sposób prezentowania naszych treści jest dobrze odbierany.

Rozumiem, że widownię można dostrzec w teatrze, chociaż też czasem trudno, jak światła dają nam w oczy. Natomiast, jeżeli robisz Facebook Live, to nie widzisz tych ludzi, być może czasami ci się parę nazwisk znajomych wyświetli, ale ogólnie nie wiesz, jak oni reagują i czy w ogóle reagują, na to, co do nich mówisz.

No tak, ale ty wiesz do kogo robisz Facebook Live, prawda?

Tak, jest jakaś grupa docelowa w głowie.

Właśnie to tym mówię. Jak jesteś na scenie, to za bardzo tej widowni nie dostrzegasz, jednak dajesz tę energię w taką czarną próżnię. To też jest trudne, dopiero na końcu wychodzisz na scenę, ludzie biją brawo, a ty myślisz: „ci ludzie naprawdę tam byli”. Może się wydawać, że jest inaczej, ale jest trochę podobnie.

Ten live pod tym względem jest nawet łatwiejszy – możesz spytać: „słuchajcie, jesteście?”, ktoś ci coś napisze, ktoś ci odpowie, ktoś o coś zapyta, tu jest trochę więcej interakcji niż w takim klasycznym wideo, które nagrywasz i wypuszczasz, bo tam to jest naprawdę trudno dostać ten feedback.

Gdy myślisz o tym, kto jest twoim widzem, to jest tak samo, jak myślisz o swoim produkcie czy usłudze – dobierasz język oferty do osób, do których ją kierujesz, zależnie od tego konstruujesz swoją identyfikację wizualną, patrzysz, czy to są kobiety, w jakim są wieku, czym się zajmują. W pewien sposób dostosowujesz to, w jaki sposób chcesz przekazać swoją informację.

Z drugiej strony mówimy cały czas o tym, że autentyczność przyciąga, jest ważna, nie możemy kreować kogoś, kim nie jesteśmy. I to jest prawda. Ale jak sobie tak pomyślimy o nas samych, to mamy różne twarze, inni jesteśmy w pracy, inni jesteśmy rano, jak wstaniemy, a inni dla dzieci, dla rodziców i dla męża czy żony. I to wszystko jesteśmy my.

Naszą kreację, którą możemy stworzyć i zaproponować naszym odbiorcom, budujemy na naszych jakościach, możemy to sobie przemyśleć. Jestem za tym, żeby sobie pewne rzeczy przygotować, przemyśleć, zrobić sobie parę prób, obejrzeć siebie samego – to jest trudne, ale jeżeli nie zrobimy tej autodiagnozy, autoanalizy, to nie będziemy wzrastać, nie będziemy coraz lepsi, nie będziemy mieli poczucia, że kamera nas pokochała. My musimy sami siebie zobaczyć i nauczyć się obiektywnie oceniać.

Można też pytać inne osoby, jak nas odebrały w takiej albo w takiej wersji. Ale sami musimy się nagrać, usłyszeć swój głos, przekonać się, bo on nie jest taki, jakim się wydaje, bo inaczej siebie przecież słyszymy wewnętrznie, a inaczej potem na nagraniu wychodzimy. Mówimy: „nie to nie mój głos”. A to jest nasz głos, tak nas ludzie słyszą, do tego trzeba się przygotować, przyzwyczaić, zrobić sobie kilka prób i wybierać te strony nas samych, które chcemy dać światu, tę naszą autentyczność, która jest właśnie taką jasnością i lekkością.

Mówię, żeby dawać ludziom lekkość, żeby filmy wideo prowadzić lekko. Jakiś problem, jakaś trudność może się pojawić, ale jako temat, a nie jako środek przekazu.

Dobra, bardzo chętnie prowadziłbym filmy lekko, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że dla kogoś, kto nie ma, na przykład, kilku lat doświadczenia, jest to mega trudne. Mówiłaś o tych ćwiczeniach, oklepywaniu się, masowaniu i tak dalej. I faktycznie wierzę, że to może pomóc pozbyć się takiego napięcia mięśni, rozładować to napięcie i to pomoże przybrać trochę bardziej swobodną, naturalną postawę i tak dalej, ale jest jeszcze mimika. Człowiek, kiedy siada czy stoi przed kamerą, to rzeczywiście ta kamera skupia się na jego twarzy. I o ile się przeglądamy, jedni częściej, inni rzadziej, przed lustrem, to przed tym lustrem zwykle nie stroimy jakichś szczególnych min, nie gadamy do siebie, tylko czeszemy włosy, ewentualnie poprawiamy sobie to i owo. Natomiast, kiedy jesteśmy oko w oko z kamerą i mówimy do tej kamery, to okazuje się, że mówiąc, wykonujemy przedziwne miny, gdzieś oczy nam uciekają, patrzymy nie tu, gdzie trzeba. Jak sobie z tym poradzić, jak nad tym zapanować, czy jakoś szczególnie się tego uczyć, czy przyjąć to z dobrodziejstwem inwentarza i stwierdzić: „jestem, jaki jestem, tak widocznie wyglądam, trudno”?

Nie, nie przyjmować tego z dobrodziejstwem inwentarza. Nagrać się, sprawdzić, zanotować, pomyśleć, co możesz zmienić, a czego nie możesz, pomyśleć też o tym, do którego miejsca chcesz dojść i pracować nad jedną rzeczą na raz. To znaczy: żeby na przykład nie uciekały oczy, starasz się fokusować, możesz sobie za kamerą postawić jakieś zdjęcia, żeby mieć wrażenie, że mówisz do kogoś.

Istotną rzeczą jest postawa. Warto znaleźć taką postawę, która cię wspiera: czyli stajesz nogami na szerokość bioder, nie węziej i nie szerzej, stoisz prosto, jak nagrywasz, dół twojego ciała powinien być nieruchomy. Góra natomiast powinna pracować. Gestykulacja ma pomagać eksponować treści. Odklej ręce, łokcie od tułowia, niech one nie będą takie spięte, pozwól sobie na naturalną gestykulację, to znaczy, jeżeli coś chcesz dopowiedzieć, to niech ręce to dopowiedzą, potem mogą wrócić do centrum, czyli możesz je złączyć na wysokości splotu słonecznego, ale też nie trzymaj ich na siłę, one mają pracować naturalnie, bo to też pozwala pokazać coś lepiej.

Dalej twarz, na której się skupiamy. Mięśnie są ściśnięte, to pracujesz nad uśmiechem, uśmiechasz się mocniej, wyobrażasz sobie, że na przykład twoje policzki się unoszą. Czasami jest też tak, że ludzie mają wytrzeszcz oczu.

Trzeba poluzować wtedy kucyk [śmiech].

Ale z drugiej strony jest tak, że jak te oczy pracują, też nic w tym złego. Tak więc należy sprawdzić, na ile, przyjąć dobrodziejstwo inwentarza, ale nie zgadzać się na wszystko, bo najgorsze jest zgadzanie się na bylejakość. Zgadzanie się na bylejakość, że jest, jak jest i trudno, nie będzie inaczej, nie prowadzi do tego, że kamera nas pokocha, trzeba wykonać pracę, która nam pozwoli iść do przodu, pozwoli nam zrobić autodiagnozę i rzeczywiście zbadać samego siebie.

Żeby kamera nas pokochała, trzeba wykonać pracę, która nam pozwoli iść do przodu

Ja wiem, że to jest trudny moment. Ja tak samo zaczynałam, nagrywałam sama siebie, raz, drugi, trzeci i się zastanawiałam: „Sylwia masz przesuniętą szczenę w jedną stronę – pracujemy”. Praca nad tym wydawała mi się zupełnie nienaturalna, miałam wrażenie, że ściągam tę szczękę w drugą stronę zupełnie nienaturalnie, ale na kamerze okazywało się, że jest prosto. To była praca, którą musiałam wykonać w momencie, gdy zaczynałam pracę z kamerą, nie w momencie, kiedy grałam na scenie, bo tam tego w taki sposób nie widziałam, kamera rzeczywiście fokusuje się bardzo na twarzy.

Musiałam więc wykonać tę pracę, dokonać tej autoanalizy, autodiagnozy i zastanowić się, do którego miejsca chcę dojść i dalej mam takie miejsce, do którego chcę dojść. Nie stresuje się teraz, nie mam takiej tremy, która mnie paraliżuje, jak coś nagrywam, ale zawsze mam taki moment zastanowienia, czy mocniej czy słabiej zaangażuję swojego widza, jak zrobić konstrukcję tej mojej wypowiedzi, żeby ona miała początek, środek z twistem i zakończenie, żeby to nie było tylko i wyłącznie „dzień dobry, jestem, powiem wam dzisiaj o tym i o tym”, a potem mówię, mówię, mówię i kończę, bo wiem, że mogę, ale nie o to chodzi.

Chodzi o to, żeby wiedzieć, jak mówić, o czym mówić do ludzi i myśleć o tym, jak ich zaangażować w tę naszą opowieść, więc to wymaga pracy. Jeżeli ktoś chce występować przed kamerą, nagrywać live’y, nagrywać wideo i chce, żeby to było dobre, to musi się nastawić, że to jest praca.

Warto jest poszukać nauczyciela, warto jest poszukać w internecie osób, które nam podpowiedzą różnego rodzaju rzeczy, bo możemy ten proces przyspieszyć, ale, tak czy inaczej, ta praca musi zostać wykonana, nie ma takiej magicznej pigułki, że ktoś ci coś powie i nie będziesz się stresował, a potem ci powie: „stań tak albo tak” i wtedy będziesz wyglądał najlepiej. To tak nie działa.

Jasne. Jeden wątek, w tym, co mówiłaś, bardzo mnie zainteresował i o to chciałem dopytać. Powiedziałaś, żeby oglądać te swoje próby jeszcze przed pokazaniem ich światu i zwracać uwagę na to, co można poprawić i poprawiać po jednej konkretnej rzeczy, nie wszystko na raz. Tylko myślę sobie, że jeżeli ktoś stara się rzeczywiście wypaść jak najlepiej, to może wpaść w taką pułapkę, że będzie te próby nagrywał do śmierci i nigdy nie będzie zadowolony, bo zawsze znajdzie coś, co warto poprawić, więc gdzie jest ta granica, od której już uznaję, że to jest coś, co można pokazać światu?

Należy też te próby w którymś momencie oglądać z kimś, należy się odważyć pokazać je komuś innemu, może to być partner życiowy, ktoś bliski, ale możemy też w internecie znaleźć społeczności, które możemy zapytać o zdanie. Są mastermindy czy grupy, w których można zapytać, w jaki sposób jesteśmy odbierani.

Warto w którymś momencie spytać kogoś jeszcze, żeby nie wpaść w tę pułapkę, o której mówisz. To, że ogląda nas ktoś inny, dopiero nam weryfikuje, jak rzeczywiście wpływamy na ludzi, jak jesteśmy odbierani i czy ta ekspresja, na którą sobie pozwoliliśmy, to już się przebija czy jeszcze nie i musimy coś podbić, a może z czegoś zrezygnować. Myślę, że taki pomysł, by pokazać to komuś, to jest to, co należy zrobić.

Super. A jak wykonać taką radę, którą często się słyszy: „zachowuj się naturalnie, przecież na co dzień świetnie ci idzie, to przed kamerą też sobie poradzisz”. Czasami, jeśli ktoś ma za zadanie wystąpić przed kamerą, to taką radę słyszy od różnych życzliwych znajomych. Mówiłaś wcześniej o tym, że każdy z nas przybiera w życiu różne role, trochę inaczej się zachowujemy w domu, inaczej w pracy, inaczej w miejscu publicznym, inaczej na spotkaniu ze znajomymi i zastanawiam się, czy to jest tak, że powinniśmy się przed tą kamerą zachowywać bardziej naturalnie i być sobą, czy jednak być trochę aktorami. Na ile w takim wideo biznesowym powinno być właśnie aktorstwa, amatorskiego siłą rzeczy, bo raczej mało który przedsiębiorca jest również aktorem?

Jestem zdania, że warto trochę podrasować swoje wystąpienia. Warto wziąć pod uwagę, jakie nasze cechy są fajne, naturalne, które chcielibyśmy zaprezentować i trochę je podkręcić, bo wtedy dopiero zostaniemy odebrani przez tę kamerę jako naturalni. Należy mieć tę świadomość. Ale jeżeli miałabym dać taką radę, jak wyłapać przed kamerą, co jest naturalne, a co nie, to naszym widzom chodzi o to, żebyś był zaangażowany, mówiący z pasją.

Ja chyba mam dobry punkt odniesienia. Mam takiego znajomego, który bardzo emocjonuje się tym, co w danym momencie swojego życia robi i rzeczywiście jego się z przyjemnością słucha, bo ta jego energia się udziela.

I można właśnie zacząć nagrywać siebie właśnie z tym tematem, który ciebie w danym momencie pasjonuje, fascynuje. Bo jeśli mówimy o czymś, co jest dla nas ważne, co lubimy, co nas nakręca, naturalnie się uśmiechamy, ten uśmiech idzie nie tylko w usta, ale też w oczy, rozpromieniamy się, to widać. Mówienie o czymś, co nas kręci, co jest naszym konikiem, pokaże nam na kamerze, że to jest ta jakość, do której dążymy.

Czyli to nawet nie musi być ten finalny temat mojego live’a, ale robię to dla siebie, żeby mieć punkt odniesienia.

I należy też pamiętać, o tym, że początek takiego nagrania, może być okupiony stresem, on może być taki nierozgrzany, ale jak nagrasz siebie, mówiącego o tej pasji, to w pewnym momencie zobaczysz, że zmienia ci się ciało, głos, mimika twarzy, jest ten taki przeskok, na właśnie taką fajną energię, która płynie, która jest w tobie, ale jest uruchomiona przez to, że ty jesteś zaangażowany.

Jasne. Powiedz, jaką jedną radę dałabyś słuchaczowi, który po wysłuchaniu tego odcinka podcastu ma właśnie zrobić Facebook Live i opowiedzieć o czymś, co się dzieje w jego biznesie. Co powinien zrobić, żeby ten występ przed kamerą wypadł lepiej niż zwykle?

Jedną?

Jedną, która byłaby łatwa do wykonania, żeby nie wymagała trzech lat ćwiczeń, ale żeby dała widoczną poprawę.

Ja muszę powiedzieć o dwóch. Jedna jest techniczna, a druga dotycząca nas samych. Warto jest pomyśleć, sceną, czyli kadrem i światłem. Pomyśl o świetle, nie stawaj tyłem do okna, a jeśli wieczorem jest światło z lampy, to nie stawaj tak, by było za tobą. Światło musi być przed tobą. To jest bardzo ważne. Ładnie i dobrze wygląda naturalne światło dzienne, ale ono też musi być skierowane na nas, więc pomyśl o świetle, pomyśl o kadrze, sprawdź, co masz z tyłu, żeby to nie było byle jakie, żeby to nie były rzeczy z przypadku.

À propos światła dziennego: czy nie jest tak, jeżeli stanę i słońce będzie świeciło mi w oczy, to będę je mrużył i to nie będzie dobrze wyglądało?

Tak – będzie. Więc to nie o to chodzi, żeby ono centralnie na ciebie spływało, tylko chodzi o to, by to światło wykorzystać, tak by było przed tobą, ale ustawić się bokiem i sprawdzić przed włączeniem przycisku nagrywania. Jeśli nagrywasz telefonem, możesz wykorzystać filtr, dodać lub zabrać trochę jasności. Sprawdź to, bo to robi różnicę. I nagrywaj na poziomie swojej twarzy, a nie z dołu.

A teraz jeśli chodzi o przygotowanie samego siebie, to taka rozgrzewka 5-7 minutowa naprawdę bardzo dużo pomoże, podniesie poziom energii, fajnie ją ukierunkuje i pomoże rozluźnić mięśnie karku, mięśnie twarzy. Taka rozgrzewka, gimnastyka buzi i języka spowoduje to, że nie będziemy pozwalać sobie na te międzysłowa, będziemy świadomie używać buzi, języka, ust, możemy też wykorzystać rezonatory. To nie musi być długa rozgrzewka, należy ją zrobić poprawnie, po kolei, czyli najpierw oddech, potem rezonator, następnie artykulacja i dykcja. To może zająć 5 minut, ale naprawdę pomoże brzmieć dobrze, nasz głos będzie fajny, atrakcyjny i rzeczywiście wykorzystamy jego potencjał.

Czy umawiamy się, że taką rozgrzewkę nagrasz dla nas w formie krótkiego wideo, żeby wszyscy mogli nie tylko usłyszeć, ale i zobaczyć, jak to zrobić w praktyce?

Z przyjemnością.

Super. Rewelacja.

Tak zrobię, specjalnie dedykowaną słuchaczom podcastu Mała Wielka Firma. Stanę, nagram, żebyście wiedzieli, jak macie to zrobić krok po kroku. Obiecuję, że to zajmie więcej niż 7 minut.

Cudownie. Bardzo ci dziękuję.

Bardzo proszę.

Na stronie zostały wykorzystane linki afiliacyjne. Jeżeli wejdziesz przez nie na stronę sprzedawcy i dokonasz zakupu, sprzedawca podzieli się ze mną częścią swojej marży (nie wpływa to na twoją cenę). Wymieniam wyłącznie te produkty i usługi, z których rzeczywiście korzystam i jestem z nich zadowolony.

Przeskocz do: